Byłam wczoraj na urodzinach
kolegi gadaliśmy, śmialiśmy się, jakiś film do obejrzenia nawet się znalazł,
ogólnie było bardzo miło, ale od tematu do tematu rozmowa zeszła na gry, w jakie
kiedyś się grało. Nie gry komputerowe, lecz gry towarzyskie, kiedy trzeba było
ruszyć głową, wyobraźnią, a czasami i ciałem. Niestety połowa z nas nie umiała
przypomnieć sobie tych wymagających wyliczanek na palcach i obijania dłońmi o
siebie. Sama cały czas próbuję przypomnieć sobie słowa, ale zupełnie nie
pamiętam. Za to przypomniała mi się gra w mafię. Jakie to było kiedyś
popularne! Graliśmy w to na wszystkich urodzinach. Nawet kilka razy na lekcjach w szkole, chociaż wtedy to nie było już takie fajne. W tej grze
trzeba było odkryć kto jest mafioso i mordercą nim zostanie się zamordowanym,
oczywiście całkiem na niby. Trzeba było wymyślać dowody, alibi, argumenty.
Zawsze wychodziły z tego zabawne historie i czasami żałuję, że to nie było
gdzieś spisywane, bo pewnie byłoby zabawnie. O dziwo, ostatni raz grałam w to
na studiach, chociaż średnio nam to wyszło, bo było dwadzieścia osób w jednym
pokoju i połowa chciała grać, a połowa interesowała się czymś innym, w końcu
nawet sam mafioso nie wiedział, że popełnił przestępstwo. W małej grupie gra
się lepiej, ale wspomnienia pierwszych gier w mafię zawsze są tak samo fajne.
Moje podróże małe i duże. Wakacyjne, weekendowe, narciarskie zdobywanie doświadczenia turystycznego. Krótkie recenzje z odwiedzanych miejsc.
środa, 23 marca 2016
środa, 16 marca 2016
Kabarety
Lubię oglądać kabarety, więc często
gdy jakieś lecą w telewizji oglądam i śmieję się jak szalona, bo niektóre są
naprawdę trafne. Podziwiam ludzi, którzy mają takie pomysły
na skecze i cięte riposty w trakcie nagrywania programu. Trzeba mieć lotny umysł, żeby ot tak odpowiadać na zdania innych, zabawnie, inteligentnie i twórczo. Pamiętam, że w moim liceum był kabaret, niestety krótko. Robili świetne żarty, ich cały program pt. „Ameryka” ubawił i powalił na kolana wszystkich, którzy to oglądali.
na skecze i cięte riposty w trakcie nagrywania programu. Trzeba mieć lotny umysł, żeby ot tak odpowiadać na zdania innych, zabawnie, inteligentnie i twórczo. Pamiętam, że w moim liceum był kabaret, niestety krótko. Robili świetne żarty, ich cały program pt. „Ameryka” ubawił i powalił na kolana wszystkich, którzy to oglądali.
Niestety ich kariera skończyła się brutalnie przerwana przez nasza
przygłuchą dyrektorkę.
Mieli pasmo skeczów na rozpoczęcie roku, jeden, drugi,
trzeci, w czwartym który rozgrywał się w zamku czeskim chłopak zawołał „ahoj!”
Dyrektorka usłyszała coś innego, na co wypada nałożyć cenzurę, zbulwersowana
wstała ze swojego krzesła i w połowie skeczu kazała im kończyć, a wszystkim
innym wracać do klas. Potem dostało się każdemu w szkole – im że robią takie
rzeczy, chociaż byli niewinni, a każdemu innemu, że słucha i nie reaguje, tylko
na co? To tak samo jak ze skeczem jednego z kabaretów w tym roku, który parodiował papieża. Wiem, że
to papież, ważna osoba, ale widziałam ten skecz i szczerze mówiąc nie czułam
żeby obrażali ani jego, ani moją religię. Uśmiałam się z trafnych spostrzeżeń i
tyle. Trzeba mieć trochę dystansu.
niedziela, 6 marca 2016
Zbieranie kolczyków
Mam pewną słabość, którą
namiętnie pielęgnuję. Tak namiętnie, że jak idę z przyjaciółką
na zakupy, nie mogę wchodzić do niektórych sklepów, bo mnie od nich odciąga. Mowa
o sklepach z biżuterią, bo namiętnie zbieram kolczyki. Nie wszystkie, nie od razu jak widzę coś, co może zwisać mi z ucha to się na to rzucam. Kolczyki muszą mi się naprawdę podobać, zwłaszcza że mam już sto par i nie chcę żeby mi się powtarzały, więc selekcja jest bardzo duża. Plusem jest to, że nikt nie ma problemu z tym co mi kupować na święta i urodziny. Zawsze będę się cieszyła z kolczyków, bo dla mnie to coś takiego jak zbieranie znaczków dla innych. Mam, podziwiam, noszę często, wbrew temu co czasami znajomi myślą, że mając tyle par nie można wszystkich nosić. Można. Mam swoje ulubione też, ale noszę każdy co jakiś czas, bo wszystko zależy od stroju, w końcu to jest dodatek i integralna cześć ubrania. Jak nie mam czegoś na uchu to czuję się goła. Moja przyjaciółka obawia się jednak wchodzenia ze mną do sklepów z biżuterią, bo jestem gotowa nie wyjść, więc gdy tylko jakiś pojawia się na horyzoncie ciągnie mnie za rękę w przeciwną stronę. Dzięki niej nie kupiłam już jakiś dwudziestu nowych par.
na zakupy, nie mogę wchodzić do niektórych sklepów, bo mnie od nich odciąga. Mowa
o sklepach z biżuterią, bo namiętnie zbieram kolczyki. Nie wszystkie, nie od razu jak widzę coś, co może zwisać mi z ucha to się na to rzucam. Kolczyki muszą mi się naprawdę podobać, zwłaszcza że mam już sto par i nie chcę żeby mi się powtarzały, więc selekcja jest bardzo duża. Plusem jest to, że nikt nie ma problemu z tym co mi kupować na święta i urodziny. Zawsze będę się cieszyła z kolczyków, bo dla mnie to coś takiego jak zbieranie znaczków dla innych. Mam, podziwiam, noszę często, wbrew temu co czasami znajomi myślą, że mając tyle par nie można wszystkich nosić. Można. Mam swoje ulubione też, ale noszę każdy co jakiś czas, bo wszystko zależy od stroju, w końcu to jest dodatek i integralna cześć ubrania. Jak nie mam czegoś na uchu to czuję się goła. Moja przyjaciółka obawia się jednak wchodzenia ze mną do sklepów z biżuterią, bo jestem gotowa nie wyjść, więc gdy tylko jakiś pojawia się na horyzoncie ciągnie mnie za rękę w przeciwną stronę. Dzięki niej nie kupiłam już jakiś dwudziestu nowych par.
Subskrybuj:
Posty (Atom)