środa, 23 marca 2016

Gra w mafię



Byłam wczoraj na urodzinach kolegi gadaliśmy, śmialiśmy się, jakiś film do obejrzenia nawet się znalazł, ogólnie było bardzo miło, ale od tematu do tematu rozmowa zeszła na gry, w jakie kiedyś się grało. Nie gry komputerowe, lecz gry towarzyskie, kiedy trzeba było ruszyć głową, wyobraźnią, a czasami i ciałem. Niestety połowa z nas nie umiała przypomnieć sobie tych wymagających wyliczanek na palcach i obijania dłońmi o siebie. Sama cały czas próbuję przypomnieć sobie słowa, ale zupełnie nie pamiętam. Za to przypomniała mi się gra w mafię. Jakie to było kiedyś popularne! Graliśmy w to na wszystkich urodzinach. Nawet kilka razy na lekcjach w szkole, chociaż wtedy to nie było już takie fajne. W tej grze trzeba było odkryć kto jest mafioso i mordercą nim zostanie się zamordowanym, oczywiście całkiem na niby. Trzeba było wymyślać dowody, alibi, argumenty. Zawsze wychodziły z tego zabawne historie i czasami żałuję, że to nie było gdzieś spisywane, bo pewnie byłoby zabawnie. O dziwo, ostatni raz grałam w to na studiach, chociaż średnio nam to wyszło, bo było dwadzieścia osób w jednym pokoju i połowa chciała grać, a połowa interesowała się czymś innym, w końcu nawet sam mafioso nie wiedział, że popełnił przestępstwo. W małej grupie gra się lepiej, ale wspomnienia pierwszych gier w mafię zawsze są tak samo fajne.

środa, 16 marca 2016

Kabarety



Lubię oglądać kabarety, więc często gdy jakieś lecą w telewizji oglądam i śmieję się jak szalona, bo niektóre są naprawdę trafne. Podziwiam ludzi, którzy mają takie pomysły
na skecze i cięte riposty w trakcie nagrywania programu. Trzeba mieć lotny umysł, żeby ot tak odpowiadać na zdania innych, zabawnie, inteligentnie i twórczo. Pamiętam, że w moim liceum był kabaret, niestety krótko. Robili świetne żarty, ich cały program pt. „Ameryka” ubawił i powalił na kolana wszystkich, którzy to oglądali. 
Niestety ich kariera skończyła się brutalnie przerwana przez nasza przygłuchą dyrektorkę. 
Mieli pasmo skeczów na rozpoczęcie roku, jeden, drugi, trzeci, w czwartym który rozgrywał się w zamku czeskim chłopak zawołał „ahoj!” Dyrektorka usłyszała coś innego, na co wypada nałożyć cenzurę, zbulwersowana wstała ze swojego krzesła i w połowie skeczu kazała im kończyć, a wszystkim innym wracać do klas. Potem dostało się każdemu w szkole – im że robią takie rzeczy, chociaż byli niewinni, a każdemu innemu, że słucha i nie reaguje, tylko na co? To tak samo jak ze skeczem jednego z kabaretów w tym roku, który parodiował papieża. Wiem, że to papież, ważna osoba, ale widziałam ten skecz i szczerze mówiąc nie czułam żeby obrażali ani jego, ani moją religię. Uśmiałam się z trafnych spostrzeżeń i tyle. Trzeba mieć trochę dystansu.

niedziela, 6 marca 2016

Zbieranie kolczyków



Mam pewną słabość, którą namiętnie pielęgnuję. Tak namiętnie, że jak idę z przyjaciółką
na zakupy, nie mogę wchodzić do niektórych sklepów, bo mnie od nich odciąga. Mowa
o sklepach z biżuterią, bo namiętnie zbieram kolczyki. Nie wszystkie, nie od razu jak widzę coś, co może zwisać mi z ucha to się na to rzucam. Kolczyki muszą mi się naprawdę podobać, zwłaszcza że mam już sto par i nie chcę żeby mi się powtarzały, więc selekcja jest bardzo duża. Plusem jest to, że nikt nie ma problemu z tym co mi kupować na święta i urodziny. Zawsze będę się cieszyła z kolczyków, bo dla mnie to coś takiego jak zbieranie znaczków dla innych. Mam, podziwiam, noszę często, wbrew temu co czasami znajomi myślą, że mając tyle par nie można wszystkich nosić. Można. Mam swoje ulubione też, ale noszę każdy co jakiś czas, bo wszystko zależy od stroju, w końcu to jest dodatek i integralna cześć ubrania. Jak nie mam czegoś na uchu to czuję się goła. Moja przyjaciółka obawia się jednak wchodzenia ze mną do sklepów z biżuterią, bo jestem gotowa nie wyjść, więc gdy tylko jakiś pojawia się na horyzoncie ciągnie mnie za rękę w przeciwną stronę. Dzięki niej nie kupiłam już jakiś dwudziestu nowych par.